Tocząc się w karuzeli karnawałowego szaleństwa ...

   
https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh1DH6fEuNNVqR194lvXBuWFYmUI7IMnqMZ86gPVxqeFpoGS0NtAstXQEw0VyEhYUq-fUGWRPTnNg8byAlWecIRqvRCPQzku5_BsfCQB3n2bsNSojBiklzp-pmu0E9q7XxKdcxDVvYyYjw/h120/fkb.jpg

     Tocząc się w karuzeli karnawałowego szaleństwa (co przy jesieni jest cudownym wydarzeniem, trochę jak niespodzianka urodzinowa w nie-urodziny, która zawsze zaskakuje), napomknę o moim początku, który jest tak prozaiczny jak i nie typowy.


     Moje figurkowo – malarskie zainteresowania mają kruche korzenie i zrodziły się bardzo późno, traktując jako punkt odniesienia przedział wiekowy (czwarta dekada). Inklinacje modelarskie miałem zawsze od maleńkości, były one systematycznie i czule podsycane przez mojego rodziciela, który na bazie poszukiwań i chęci rozwijania talentów, próbował mi wynaleźć niszę, która w przyszłości da mi satysfakcje i chleb powszedni. Na nieszczęście moje modelarskie zainteresowania chodziły w parze z zamiłowaniem do batalistyki pirotechnicznej i niemalże błyskawicznie co zrodziło się z kartonu Małego Modelarza, ulegało rychłej dewastacji i wypaleniu. Wszystko to jednak było kruche, ulotne i nie stanowiło realnej bazy do zainteresowań, które są teraz również moim udziałem. 

   Ważnym modelarskim wydarzeniem mojego życia, było takie trochę wtórne podziwiactwo prac człowieka, który do tej pory tworzy modele klasy wykraczającej poza zakres mojej percepcji, które nigdy nie przestawały mnie zaskakiwać, wściekłym naśladownictwem natury, nawet kiedy ta natura była fantastyczno – naukową projekcją. Facet w czasach bardzo ograniczonego dostępu do literatury „fachowej”, materiału filmowego i fotografii, ze „stop-klatki” na strasznie przejechanej kopii video Gwiezdnych Wojen, stworzył genialny plan „Sokoła Milenium” a następnie wykonał go z papieru z tak fenomenalną dbałością o szczegół, że na długo zapadłem w modelarską depresję świadom swojego miejsca na nizinach ziemskiego padołu.


     Krocząc wydeptanym traktem ścieżek Rynku Bałuckiego w Łodzi, parę lat temu nabyłem za jakieś psie pieniądze, metalowe modele starych Yesteryear-ów (autek firmy Matchbox), które sentymentalnie dotknęły mnie wspomnieniem lat dawnych i się zaczęło. Postanowiłem część tych modeli odrestaurować, korzystając z internetu odkryłem niezliczoną ilość materiałów wspierających początkujących modelarzy w ich zapale i … wpadłem do nory królika. Blogowe turty, filmy instruktażowe (stanowiące dla mnie wieczną inspiracje SPIM-y na Youtube), prezentacje gotowych modeli, wciągnęły mnie tak daleko, że nie pamiętam nawet kiedy stałem się posiadaczem perwersyjnej ilości farb, pędzli i innych materiałów modelarskich, których potencjał nadal wykorzystuje w zakresie promili możliwości jakie mogą dać. Nie jestem wstanie sobie również przypomnieć dlaczego to właśnie modele GW stały się punktem wyjścia mojego malarskiego zainteresowania, przy którym nieszczęśliwie trwam bez umocowania w narracji flufowej, czy potrzebie zaznajomienia się z zasadami gry, której te figurki stanowią komplementarną całość.

     Ostatnia cegiełką budującą ciąg moich malarskich zainteresowań jesteście Wy, środowisko ludzi różnego wieku, profesji i proweniencji, którzy swoją pasją potrafią tak skutecznie zarazić i się nią podzielić. Cudowne są komentarze oceniające wystawioną pracę, które określają kierunek i motywują do lepszej i staranniejszej pracy.
     A to taki trochę pomnik, z pierwszych komentarzy jakie otrzymałem, które jako oznaka zainteresowania i trochę środowiskowej solidarności, pociągnęły ten mały wózeczek z węglem szynami dalej do przodu:

     ARBAL, 9 sierpnia 2012 
„W kwestii malowania to nauka jest ciągła … zawsze jest coś nowego do przetestowania itd”.

     Zigmunth, 15 sierpnia 2012 
„Rewelacyjna robota. Człowiek uczy się całe życie”.

     Red_gobbo, 5 sierpnia 2012 
„W tym modelu przydało by się kilka washy. Spodnie potraktowałbym czymś brązowym, delikatnie też można by potraktować skórę”.

     Mateo, 12 czerwca 2012
„Power sword wyszedł fajnie, jednak osobiście użyłbym innych kolorów - przynajmniej jeśli mamy się trzymać klimatu WH40K, gdzie energetyczne bronie Imperium świecą się raczej na niebiesko ;)”.

     Inkub, 12 lipiec 2012
„Kup najtanszy pistolet na klej, tzw. hot-glue i problem odpadajacych figurek zniknie:) Ja mocuje wszystkie figurki albo na szerokich listewkach, takich szpatulkach jednorazowych do badania gardla (to w przypadku malowania kilku jednoczesnie figurek 15 mm), albo na korkach (ta sama skala, wieksze figurki), albo na korkach winiarskich, kupionych w jakims sklepie agd. Klej trzyma bardzo mocno, po jakims czasie doszedlem jednak do takiej wprawy, ze odczepiajac podstawke figurki od podstawki do malowania zrywam ja czysto i bezbolesnie:)”.

Komentarze

  1. No to chyba muszę coś ogarnąć :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardziej ogarniętego malarza, trendziarza i hodowcy wpisów blogowych osobiście nie znam - co chcesz jeszcze ogarniać??

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Nieprzyzwoity i prowokujący post. Orgiastycznie zestawione słowa w niespiesznym rytmie odurzają i spychają myśl gdzieś na manowce. Rozumiem, że malowanie figurek jest przyjemne, ale opisane w ten sposób ma w sobie coś niesłychanie perwersyjnego, a wręcz powiedziałabym, że ociera się o językowe szaleństwo.

    OdpowiedzUsuń
  4. Gamoń jestem i drapie się po głowie z wyrazem szczerego zakłopotania na twarzy, wobec takiego dictum. Faktycznie najbardziej niewinny temat, może stanowić pretekst do mentalnej manipulacji słowem pisanym. Jeżeli zatem powyższy fragment tekstu mógł być odebrany jako niestosowny, wykraczający po za jakieś z góry określone decorum - przepraszam. Programowo nie chciałem osiągnąć tym tekstem nic więcej aniżeli to co zostało w nim umieszczone.

    Dziękuje za ciekawy komentarz (parę fałd mózgowych chyba mi się wyprostowało przy jego trawieniu).

    serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Ależ proszę nie przepraszać. Z przyjemnością przeczytałam ten post i jestem pod wrażeniem stylu. Skojarzył mi nieco z bujną prozą Schulza, potoczystością Odojewskiego i delikatnym surrealizmem Gałczyńskiego... Mówiąc krótko, językowa rozpusta.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz